sobota, 24 maja 2014

O tym jak Pola jechała pociągiem...

     Jako,że często jesteśmy tylko we dwie moja organizacja musi być podwójna. Tego dnia ( konkretnie to był czwartek) wstałyśmy z Polą o godzinie 6.00. Powiem szczerze,że nie wiem co tak naprawdę mnie podkusiło bo zazwyczaj wstajemy tak ok. 7.30. Jednakże tego dnia musiałam jechać do szkoły w której robiłam praktyki, które są jednym z kilku warunków zaliczenia roku akademickiego.
      No dobrze...ale wróćmy do sedna sprawy. Wstałyśmy o 6.00 ja (mama)wzięłam szybki prysznic i oczywiście szybko zjadłam bo Pola zaczęła się niecierpliwić i zaczęła w delikatny sposób upominać się o swoje śniadanie ;)( pisząc upominać się- mam na myśli głośne krzyki Poli, która w ten sposób zawsze podkreśla,że mama jeść nie musi grunt żeby ona się najadła ;)). Kiedy córcia została nakarmiona, przebrana, umyta, nakremowana, przebrana postanowiła uciąć sobie drzemkę. Ja jako sprytna i dobrze zorganizowana mama postanowiłam wyprowadzić samochód aby był już gotowy ( oczywiście wszystkie dokumenty, papiery i torbę Małej miałam naszykowaną). Ja dumna i zadowolona z siebie poszłam do garażu wyprowadzić samochód. Wsiadłam do mojego ukochanego samochodu, przekręciłam kluczyki i....co? Samochód ani drgnie! Pierwsza myśl...Panika. Co ja teraz zrobię?! Jak ja pojadę do szkoły?! Przecież jestem umówiona! ....Siedziałam spanikowana w tym samochodzie nie wiedząc co mam zrobić. Zadzwoniłam do męża...i mówię,że nie mogę odpalić samochodu. Pierwsze pytanie- a ma benzynę?Hm.....chyba nie. I co ja teraz zrobię? Na dworzu leje. Jedyną deską ratunku został...pociąg!Więc szybko wyskoczyłam z samochodu , pobiegłam do domu i sprawdzam pociąg. Na szczęście do pociągu miałam równą godzinę. Pola, która smacznie sobie spała i nie świadoma niczego została szybko ubrana, włożona do wózka i " ofoliowana" ;) przed deszczem. I fruu ! Pobiegłyśmy szybko na pociąg. Na szczęście miałyśmy pomoc podczas wchodzenia i wychodzenia z pociągu...Ja jak to ja wykonałam milion telefonów do męża zdając relację czy wszystko w porządku. Mąż generalnie słuchając mnie o mało nie umarł ze śmiechu! :) Powiem szczerze,ze z perspektywy czasu też śmieje się z tej historii ale wtedy byłam naprawdę przerażona !Po drodze kupiłyśmy czekoladki dla mojej opiekunki praktyk i najszybciej jak tylko się dało pobiegłyśmy do szkoły załatwić sprawę. Do szkoły wpadłam blada, zgrzana a Pola co ? Oczywiście spała. Dyrektor placówki zapytał się czy dobrze się czuję i czy nie chcę szklanki wody bo wyglądam kiepsko...aż poszłam do łazienki i zobaczyć o co mu chodzi. I faktycznie. Byłam czerwona, tusz do rzęs rozmazany od deszczu a włosy....pozostawię bez komentarza:).
     Ok...wracam do tematu...kiedy załatwiłam wszystko biegłyśmy zadowolone na pociąg, który jak się okazało był za ....50 minut. Dlatego,ze miałam sporo czasu postanowiłam się pocieszyć. Najlepszą rurką z kremem i toffi jaką w życiu jadłam.
    I wiecie co....kiedy już wróciłyśmy do domu- Ja padnięta, zmęczona i już w sumie sama nie wiem jaka a Pola? Zadowolona i szczęśliwa uśmiechała się do mnie z wózka:). Nie świadoma swojej pierwszej poważnej podróży pociągiem.
    To doświadczenie nauczyło mnie jednego...zawsze organizuj wszystko wcześniej i wszystko musisz mieć dobrze przemyślane. Macierzyństwo jest wymagające i trudne....ale sprawia mi ogromną frajdę. Dzięki Poli moje życie nabrało barw i powoduje,że nawet najbardziej stresująca czy trudna sytuacja jest dla mnie dobrą lekcją pokory i powoduje, iż jestem zmotywowana i gotowa do działania:).


P.S Przepraszam,że taka dłuuuga przerwa ale ilość obowiązków przerosła mnie ostatnio.

Pozdrawiamy
Niezdarna Mama i Pola :)



2 komentarze:

  1. Ja już nie mogę się doczekać aż młodego zabierzemy na wycieczkę pociągiem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozostaje nam tylko życzyć udanej wyprawy ! ;)

    OdpowiedzUsuń